Peru, Islas Ballestas
Z półwyspu Paracas odpływały motorówki. Całkiem nam to pasowało. W porcie krzyczały rozochocone mewy, a zdenerwowani turyści przyciskali plecaki do piersi jak niemowlęta, nasłuchawszy się opowieści o porwaniach, kradzieżach i zabójstwach. Woda śmierdziała benzyną.
Na Islas Ballestas darły się ptaki. Kwiczały mewy, tupały małe i pękate pingwiny, klekotały pelikany. Kormorany guano śmierdziały. Powietrze aż ruszało się od życia, pełzało i drgało poruszane dodatkowo falami oceanu.
Lwy morskie leniwie przeciągały się na czerwonawcyh skałach, wpełzając w zagłębienia jak kleiste krople żywicy w sosnowej korze, jak zastygłe na świecy sznureczki wosku.