


Krajobraz wyglądał jak scenografia “Gry o tron”. Dokładniej jak któreś z miast Essos, najlepiej takie, gdzie Daenerys jeszcze nie zniosła niewolnictwa, a ludzie oddają cześć dawnym bogom.
W Jazd ludzie oddają cześć dawnym bogom.
Pustynne miasto, słynące z charakterystycznych wiatrołapów (czyli badgirs, nie mylić z bad girls) i domów w kolorze piasku, jest jednym z najważniejszych centrów zoroastryzmu (albo zaratusztrianizmu, wiem, trudne słowo). To religia o wiele starsza niż islam, której początki sięgają bardzo zamierzchłych czasów. Tak jakoś tysiąca lat przed naszą erą. 1364 lata wiary muzułmańskiej i nasze 2 tys. lat chrześcijaństwa to przy tym niewiele.

Zaratusztra żył (prawdopodobnie) około 1000 lat p.n.e. na terenach dzisiejszego Iranu. I muszę wam powiedzieć, że Irańczycy są z tego strasznie dumni. Wielu podkreśla, że to religia, którą wyznawali ich przodkowie zanim poznali Allaha. Dzisiaj zaratusztrian jest w Iranie zaledwie garstka, 20-40 tysięcy. Ale wystarczy sobie porównać ich święty symbol, Faravhar, z przedrewolucyjnym godłem Iranu. Symbol można znaleźć też wśród reliefów w Persepolis.

Nie podejmę się tłumaczenia zasad tej religii, ale największe wrażenie zrobiły na mnie dwie z nich. Pierwsza to wiara w jedynego boga, nazywanego Ahura Mazda, który manifestuje się poprzez żywioły. Najczystszym z nich jest ogień. W Jazd ogień, znajdujący się w Świątyni Ognia, płonie nieprzerwanie od ponad 1500 lat. Nie muszę dodawać, że o to, by nie wygasł, bezustannie ktoś dba. A do świątyni i pobliskiego Chak Chak pielgrzymują co roku setki ubranych w białe szaty ludzi.

Druga niezwykła rzecz to rytuał pochówku. Zaratusztrianie uważają ludzkie ciało za nieczyste, nie można go zatem spalić w świętym ogniu ani pochować w niezbrukanej ziemi. Zmarłych porzucano w Wieżach Milczenia, by ich ciała rozdziobały sępy. Dwie takie wieże nadal można obejrzeć w Jazd. Oczywiście żadne sępy nikogo już tam nie rozdziobują, współczesny cmentarz znajduje się obok i wygląda jak cmentarz, a zmarli leżą przywaleni betonem. Ale miejsce pełne jest śmierci i mroku. Wyobraźcie sobie tylko te sępy.



Żeby nie było tak mrocznie, powiem wam, że Jazd to naprawdę sympatyczne miasto. Oprócz wyobrażania sobie rozdziobywanych przez ptaki zwłok można tam robić wiele innych rzeczy. Miasto jest klasycznym backpackerskim przystankiem, a miejscowi biznesmeni dawno wpadli na to, czego potrzebuje zachodni turysta: szybkiego wi-fi i kawy, najlepiej jednocześnie. A także sklepów z pamiątkami, w tym magnesami. Można więc bez końca snuć się po starym mieście, zaglądać do sklepów, robić zakupy, wrzucać zdjęcia na insta i oglądać zachody słońca na dachach.



Te wystające kloce to właśnie wspomniane badgirs, czyli antyczna klimatyzacja. Zaprojektowane są tak, by łapać nawet najlżejszy ruch powietrza i w porze największych upałów wpuszczać nieco tlenu do domów. Żeby poczuć ten efekt, wystarczy stanąć pod jednym z nich. Nieźle to wymyślili.



Powyższy dach to Art House Yazd, fajne miejsce. Polecamy. Nie polecamy za to hotelu Termeh, którego obsługa naprawdę mogłaby się częściej myć. Jeśli przyjedziecie do Jazd, zatrzymajcie się w Silk Road Hotel.
A na koniec jeszcze bonus, baranie łby. Irański delikates, jedzony tu na śniadanie. Czy odważyliśmy się spróbować? Niech to pozostanie naszą (bynajmniej nie słodką) tajemnicą.

PS. Jeśli gdzieś jest jakaś nieścisłość odnoście do zaratusztrianizmu, poprawcie mnie i wybaczcie. Laikiem jestem. Nie krzyczcie.