





To ciężka i niewdzięczna praca. Codziennie trzeba zebrać nawet 20 kilogramów herbaty, a płaca wynosi około 90 dolarów miesięcznie. 3 dolary dziennie. Tak na życie zarabia około 200 tysięcy mieszkańców Sri Lanki, głównie Tamilów. A pracować trzeba dzień w dzień, czy w skwarze słońca, czy w strugach deszczu.
Pomyślcie o tym, gdy następnym razem będziecie pić herbatę.
Ale Tamilki nie narzekają.
Nie są ładne. Mają krzywe zęby, twarze naznaczone monsunem i czasem. Ale wszystkie, bez wyjątku, mają piękne uśmiechy. A czasem nawet śpiewają.




Spotkaliśmy je w drodze do Lipton’s Seat. Żadnej nie zapłaciliśmy ani rupii za zdjęcie. Zamiast tego zaśpiewałam im piosenkę.
I to był jeden z bardziej magicznych momentów tego wyjazdu.




Trasa z Haputale do Lipton’s Seat jest jedną z piękniejszych, jakie przeszliśmy na Sri Lance. Trzeba podjechać autobusem lub rikszą do fabryki herbaty Dambatenne, a potem czeka nas dwugodzinny spacer wygodną ścieżką. Krajobrazy są niesamowite. Soczysta zieleń herbaty, mgły i kolorowe szatki pracujących kobiet.









Z tego miejsca widać (podobno) wszystkie włości, które należały kiedyś do sir Thomasa Liptona, ojca lankijskiego przemysłu herbacianego. I choć tereny te są już częścia innego imperium, najpopularniejszą herbatą na wyspie nadal jest Lipton Ceylonta. I nie myślcie sobie, że Lankijczycy jakoś bardzo się z nią cackają. Gdzie tam, torebka do kubka i chlust!


Jak rośnie herbata? Jak widzicie, na takich niewysokich krzaczkach. Wymaga specyficznego klimatu, dlatego plantacje zakłada się na wzgórzach, niektóre znajdują się nawet na wysokości 1200 metrów. Krzewy trzeba nawozić i obficie podlewać.
Najlepszej jakości liście to te z samego czubeczka. Zbierane są ręcznie, co kilka-kilkanaście dni, następnie trafiaja do fabryki, gdzie są suszone, miażdżone, poddawane fermentacji i pakowane. Można to zrobić ekspresowo: czas od zebrania listka do zapakowania to 24 godziny.










Haputale, Lipton’s Seat, grudzień 2015.